
Mój dom to moja twierdza
Dom "Parihoa" o powierzchni 472 m kw. od samego początku miał pełnić rolę twierdzy. Jednak nie chroni on mieszkańców przed obcą armią, ale przed wrogim działaniem żywiołów. To siarczysty zimny wiatr oraz dudniące fale znad oceanu położonego 60 metrów poniżej domu codziennie rozbijają się przed wejściem domu.

Średniowieczny archetyp twierdzy lub fortu nie jest atrakcyjnym tematem i popularną inspiracją we współczesnym świecie architektury. Jednak ten nowozelandzki dom jest zaprzeczeniem tej tezy. Architekci ze studia Patterson projektując "Parihoa" wykorzystali motyw zamku, czyniąc z tego domu twierdzę, chroniącą mieszkańców przed żywiołami natury.
Mój dom to moja twierdza
Bryła rezydencji została tak zaprojektowana, żeby chronić jej wewnętrzny dziedziniec, tak jak mury chronią zamek.
Architekci postanowili nie modyfikować otaczającego terenu, aby chronić dom i mieszkańców przez nieprzyjaznymi warunkami atmosferycznymi. To konstrukcja i rozmieszczenie poszczególnych stref zostały tak zaprojektowane, żeby bronić dostępu przed przybrzeżnym kapryśnym wiatrem.
Architekci zastosowali tu prostą strategię projektową, polegającą na takim wykorzystaniu zbiegających się i rozszerzających się ścianek, które można otwierać lub przemieszczać w zależności od zmieniających się warunków atmosferycznych.
Brona (krata zamykająca) tak jak w zamku, chroni główne wejście oraz hol domu przed nieproszonym natarciem... owiec, których hodowlą zajmują się właściciele rezydencji.
Także odcinki obwodowej, ściany otaczającej dziedziniec można otwierać lub zamykać obracając, co ułatwia ochronę przed wiatrem.
Tajemne przejścia
W domu, jak w prawdziwej twierdzy nie mogło zabraknąć wielu wejść do wnętrza oraz... sekretnych przejść.
Wnętrza zostały zaaranżowane jako uporządkowana, liniowa seria pomieszczeń połączona obwodowo z bezpośrednim dostępem do centralnego, otwartego dziedzińca. Tam znajduje się strefa wypoczynkowa, gdzie znajdziemy basen z tarasem i kominkiem.